Singapur to kraj - miasto, w którym trudno się zgubić, gdyż wszystko jest idealnie zorganizowane i oznaczone. Jedzenie, dostęp do atrakcji turystycznych oraz przemieszczanie się jest banalnie proste. Jedynie nocleg warto zamówić wcześniej, gdyż są one rozrzucone po całym mieście. Nie ma typowego backpackerskiego centrum, w którym jest skupisko hosteli.
Żyjący w dobrobycie Singapurczycy są
uśmiechnięci i życzliwi. Nie mniej jednak nie są tak otwarci jak np. Tajowie. PKB na 1 mieszkańca jest na 3 miejscu na świecie. Pewnego razu rozmawialiśmy z taksówkarzem, który "narzekał" na swój los. Na pytanie jak mu się żyje odpowiedział, że żyje od pierwszego do pierwszego. Gdy zapytałem jak mieszka to odpowiedział, że w mały mieszkanku ... 90 m2 z żoną i 2 dzieci :) Gdy zapytałem ile to "małe mieszkanko" kosztowało padła kwota 340 tys. singapurskich dolarów, czyli ok 1 mln złotych. Jak widać wiązanie końca z końcem w Singapurze wygląda zgoła inaczej niż w Polsce.
Singapurczycy są niejednorodni narodowościowo oraz wyznaniowo. Praktycznie 3/4 ludności to Chińczycy. Pozostała część społeczności jest pochodzenia malajskiego oraz hinduskiego. Widoczni się też "biali" pracujący tam na kontraktach lub studiujący. 1/3 mieszkańców to buddyści, prawie 20% to chrześcijanie, a kilkanaście % to osoby nie deklarujące żadnego wyznania. Odnosi się wrażenie, że język angielski znają dosłownie wszyscy.
Infrastruktura drogowa, kolejowa oraz metro są jak pewnie się domyślacie na najwyższym poziomie. Metro to wiele linii, a nawet 2 poziomowe stacje. Zdecydowanie najlepsze metro jakie widzielismy w życiu. Jeśli już jesteśmy przy metrze to wchodząc do środka wszyscy wpatrują się w swoje smartfony i tablety. Młodzi, starsi czy bardzo starzy, każdy serfuje po internecie lub gra.
Tak jak w innych krajach regionu króluje street food, tak tu nie. Najpopularniejsze są food court'y, czyli niewielki obszar, na którym można skosztować wielu rodzajów kuchni.
Poniżej dla przykładu chiński sos z owocami morza i makaronem.
Za czystość na ulicach, w metrze, wszędzie odpowiadają surowe grzywny. Do Singapuru nie można wwozić np. gum do żucia. Przyłączenie się do cudzego wifi bez zgody właściciela może kosztować bagatela 13 tys. dolarów. Śmiecenie na ulicy kosztuje 500 dolarów. Poniżej przykłady grzywien z metra.
W mieście jest bardzo bezpiecznie. Można spać na ulicy kładąc obok siebie portfel czy laptop i po przebudzeniu wszystko będzie na swoim miejscu. Odpowiada za to bardzo restrykcyjne i surowe prawo oraz system monitoringu. Kamery są wszędzie. Śledzą każdy ruch mieszkańców i turystów.
Chyba najbliższa innym azjatyckim krajom jest dzielnica Little India, gdzie na ulicy można kupić m.in. owoce lub warzywa.
Byli także uliczni krawcy których widywaliśmy nagminnie w Wietnamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz